Przychodzi Klient do Gabinetu z prośbą, abym… zadbała o jego cerę i zwierza się (z pewną taką nieśmiałością), że nie lubi pielęgnować twarzy. Nie używa toniku, nie nawilża skóry i kiepsko odżywia cerę. Z jednej strony jestem wdzięczna za szczerość, z drugiej – wiem, że muszę dostosować zalecenia pielęgnacyjne do upodobań Klienta.
Jeżeli osobie, która nie lubi pacykować twarzy opowiem o demakijażu, tonizacji, nawilżaniu, peelingowaniu, systematycznym nakładaniu kremu i serum, tylko ją zniechęcę i przerażę nawałem czynności pielęgnacyjnych, a w rezultacie nic nie zrobi.
Nasuwa się tu od razu porównanie do kogoś, kto nie lubi pichcić, a został obdarzony zawikłanym przepisem np. na ciasto. Rzuci go w kąt i nigdy do niego nie wróci. Jeżeli zaś przepis jest prosty jak drut, typu: dodaj jedno do drugiego, wymieszaj i wlej do foremki, istnieje spora szansa, że pomimo wrodzonej awersji do pieczenia… skorzysta z niego.
Dlatego osobom, które z niechęcią podchodzą do domowej pielęgnacji cery, zalecam, aby skupiły się na najważniejszych czynnościach, tj. nawilżaniu i odżywianiu cery. Są to zaledwie dwa kroki, ale o cudownych właściwościach terapeutycznych – pobudzają skórę do naturalnej odnowy biologicznej, chronią przed działaniem wolnych rodników, detoksykują, wzmacniają, przywracają jej naturalną urodę i zdrowie.
Gdy podczas kolejnego spotkania z Klientem ten opowiada mi, że polubił swoje kosmetyki i teraz chętniej kremuje twarz, wdrażam dyskretnie kolejne kroki: tonik lub serum dobrane do indywidualnych potrzeb skóry.
Zasada małych kroczków zdaje egzamin,
a systematyczna pielęgnacja czyni cuda!
Zapraszam do lektury poprzedniego wpis z nowego cyklu: