Kochani, pytacie mnie, jak było na Kongresie, czego się dowiedziałam, co przywiozłam dosłownie i w przenośni. Po pierwsze, powiem Wam (bo się uduszę), że jestem dumna z siebie, że wiele, wiele lat temu, gdy branża beauty przeżywała fascynację głównie zabiegami aparaturowymi, ale również botoksem, wypełniaczami, byłam wierna białej kosmetyce, ZAWSZE stawiałam na biologiczny, chemiczny i, jak to się teraz mówi, fizyczny/naturalny potencjał skóry.
Upatrywałam siebie jako terapeutkę, która w profesjonalny sposób pielęgnuje skórę, wspiera jej biologiczny potencjał, wzmacnia, oczyszcza, koi oraz edukuje.
To wszystko, co usłyszałam podczas wykładów z ust dermatologów, fizjoterapeutów, lekarzy, terapeutów uradowało mnie i utwierdziło w przekonaniu, że wybrałam właściwą, ponadczasową drogę zawodową.
- Zacznę od przedstawienia Wam Anny Henckiej – Zyser, która jest psychotraumatolożką, psycholożką, trenerką i w sposób holistyczny dba o dobrostan pacjentek onkologicznych, zapewniając im profesjonalne, ale i przyjacielskie wsparcie w trakcie choroby.
- Prowadzi „SPA for Cancer”, ale nie jest to jedynie gabinet kosmetyczny, a fundacja, która w sposób kompleksowy dba o dobrostan pacjentek onkologicznych. Zadaniem instytucji jest otaczanie ich opieką w trudnych momentach, uczenie radowania się z życia, akceptacji, wytyczanie drogowskazów w leczeniu, pokazywanie nowych ścieżek terapii i współistnienia.
- Sądzę, że Pani Anna to największy autorytet w tej kwestii. Na Kongresie nie udawała lekarza, nie wchodziła głęboko w kwestie medyczne, natomiast przepięknie opowiadała o opiece i pielęgnacji pacjenta onkologicznego. Ciepło, serdecznie, ujmująco…
Kto się bada, dobrze robi
- Wykład rozpoczęła od stwierdzenia, że postanowiła rozbudzać wśród kobiet świadomość, że badanie się nie zabezpieczy nikogo przed zachorowaniem, ALE pozwoli wyłapać chorobę w pierwszym momencie, kiedy szanse na jej wyleczenie są prawie stuprocentowe. Unikanie badań i mówienie „Wolę nie wiedzieć” lub „Jeśli lekarze coś znajdą, to będę skazana” są słabe. Lepiej dowiedzieć się w odpowiednim momencie, gdy można jeszcze zrobić dużo dobrego i przejść przez to suchą stopą, niż zostać z musztardą po obiedzie.
Ciało szybko się odwdzięczy
- Uświadamia kobiety, że są swoimi NAJlepszymi lekarzami, tylko powinny poznawać siebie i bacznie się obserwować. Oswaja tematy tabu. Promuje optymistyczne spojrzenie na onkologię i uświadamia, że zamiast wyliczać, ile kobiet odeszło z powodu choroby, mówić: „Z raka piersi wyleczyło się tyle, a tyle kobiet”. Uważa, że straszeniem nie osiąga się dobrego efektu, ponieważ lęk działa odwrotnie.
- To, co bardzo utkwiły mi w pamięci podczas wykładu, to informacja, że klient onkologiczny jest najbezpieczniejszy pod kątem komponowania dla niego zabiegu, ponieważ jest zdiagnozowany. Każda inna osoba nawet nie wie, co być może się w niej „wylęga”. Wiele chorób onkologicznych rozwija się długo – latami. Gdy tylko to powiedziała, przypomniało mi się porzekadło, że nie ma zdrowych ludzi, są tylko niezdiagnozowani.
- Pani Anna jeździła po świecie, dowiadywała się, jak w innych krajach troszczą się o kobiety onkologiczne. Edukowała się u Julie Bach, następnie certyfikowała się w Wielkiej Brytanii. Dołączyła do amerykańskiej organizacji „Wellness for Cancer”. Jest prelegentką na międzynarodowych konferencjach, na których porusza się problem funkcjonowania kobiet z chorobą nowotworową.
- Po powrocie do Polski postanowiła walczyć o to, aby pacjent onkologiczny mógł liczyć nie tylko na procedurę medyczną, żal, smutek, nieradzenie sobie z emocjami, wykluczenie, ale sprawnie wracał do równowagi wewnętrznej i emocjonalnej.
- Zaczęła od uzmysłowienia ludziom, że nowotwór nie równa się śmierci. Zapraszała na zabiegi pielęgnacyjne kobiety, które były w trakcie leczenia onkologicznego, a wiele lat temu nie było takie oczywiste i proste. Nie przyklaskiwali jej wtedy lekarze, który mówili tylko: „Po co?”, „To niepotrzebne”, „Głupi pomysł”. Same pacjentki nie były wówczas też zbyt chętne, by brać udział w zabiegach pielęgnacyjnych. W tamtym czasie sądzono, że w trakcie masażu rak rozsieje się po całym organizmie.
Co możemy zrobić?
- Pani Ani nie chodzi o to, aby wykonywać u pacjenta onkologicznego masaż klasyczny, ale o to, aby skomponować masaż specjalnie dla niego – wyciszający i kojący. A różnica pomiędzy takimi formułami jest ogromna. Taki masaż musi być dobrany do typu nowotworu, do tego, czy pacjent ma węzły chłonne, czy ich nie ma, do jego procedury leczniczej, kondycji, czyli do całokształtu wiedzy o nim. Ruchy wykonywane podczas masażu powinny odciążać układ nerwowy, aby taka osoba się wyciszyła, usnęła i tym samym pokonała bezsenność spowodowaną bezustannym lękiem i stresem.
Dobra zachęta
- Nie szufladkuje kobiet, nie uważa, że rak piersi jest gorszy niż rak płuc, czy odwrotnie. Wspiera pacjentki ze wszystkimi rodzajami nowotworów, od glejaka przez nowotwory jelita grubego, jajników, kości po białaczkę i czerniaki. Pragnie, aby każda kobieta miała jednakowe szanse na dojście do siebie, aby pamiętała, że przede wszystkim jest KOBIETĄ. Bardzo często to właśnie choroba jest momentem zwrotnym, w którym pacjentka zaczyna zastanawiać się, gdzie siebie widzi na osi czasu. Czy jest jedynie pacjentką, tylko żoną, tylko matką, koleżanką, przyjaciółką, nauczycielką… Opowiadanie Pani Ani „zmusza” do wyciągnięcia wniosków, że jest się przede wszystkim kobietą. Uczy swoje klientki/pacjentki, że podstawą zdrowia psychicznego i fizycznego jest zdrowy egoizm.
Ryzyko nie jest wartością
- Dodam od siebie, że ja, pracując w większości z kobietami, słyszę bardzo często, że nie robiły one cytologii dwadzieścia lat, nie badają piersi, nie wykonują USG jamy brzusznej. Wolą nie wiedzieć i nie wywoływać wilka z lasu. W Polsce pacjentów straszy się chorobami, a gdy ludzie się ich boją, to działają nieracjonalnie. Uważam, że należy zmienić tę narrację.
Ważna misja
- Dowiedziałam się, że np. w Niemczech kampania społeczna zachęca do wykonywania badań, wysyłając wiadomości SMS: „Zrób sobie badanie w prezencie na urodziny i zaznacz w kalendarzu stałą datę badania. Zatroszcz się o siebie”. Następnie przychodzi kolejna wiadomość: „Zgłoś się”, i kolejna: „Przypominamy”, a w końcu: „Jeśli się nie zgłosisz, to w razie leczenia będziesz sama za nie płaciła”. Uważam, że to doskonały sposób, aby zmotywować pacjenta.
- Jeśli chodzi o opiekowanie się klientem onkologicznym, Pani Anna proponuje warsztaty, na które zaprasza mamy i córki, gdzie uczy je, jak malować rzęsy i paznokcie, pokazuje, jak pielęgnować skórę. Pyta kobiety, czy nauczyły swoje córki samobadania piersi.
Kolorowy świat
- Dla kobiet, które dopiero otrzymały diagnozę, zorganizowała na Oddziale Chemii Dziennej biblioteczkę – są tam powieści romantyczne, mapy marzeń, kwiaty w doniczkach, jest kolorowo, optymistycznie.
Po pierwsze… wsparcie
- Już w momencie otrzymania diagnozy kobieta dowiaduje się, że może zgłosić się do fundacji, gdzie jej pracownicy pomogą jej przejść przez proces: od diagnozy aż do komunikatu: „Jest pani zdrowa” lub „Jest pani w leczeniu przewlekłym”. Ponieważ każdy reaguje na takie wiadomości inaczej, dlatego Pani Ania stara się, aby podczas pierwszego spotkania obecny był psycholog, który wyjaśnia, jak będzie wyglądało leczenie, od razu przydziela opiekunkę, która przeszła przez to samo i podzieli się swoim doświadczeniem.
- Diagnoza bardzo często godzi w poczucie kobiecości, jest źródłem niepokoju o to, co stanie się z pracą, ze związkiem, gromadzą się lęki egzystencjalne, dlatego bez serdecznego, ale i profesjonalnego wsparcia trudno przejść przez ten etap życia.
- Pani Ania przygotowała platformę edukacyjną, gdzie można wejść i pobyć z ludźmi. Znajdują się tam zajęcia z makijażu, jogi, można znaleźć odpowiedzi specjalistów na trapiące, trudne pytania.
- Kobiety, które jeszcze nie rodziły, wysyła do kliniki leczenia niepłodności, gdzie mogą skorzystać z konsultacji onkologicznej, zamrozić jajeczka, by po leczeniu onkologicznym dać sobie szansę na bycie mamą. Oswaja każdy aspekt choroby, w fundacji są różne departamenty, które pozwalają uporać się z każdym problemem. Dąży do tego, by cała rodzina była zaopiekowana, radzi, co komu powiedzieć, jak rozmawiać z mężem.
Po drugie integracja
- Organizuje warsztaty z profesjonalnymi kosmetyczkami, trychologami, fryzjerami. Na Dzień Kobiet podarowała swoim klientkom lakier, szampon i odżywkę. Pytały: „Po co nam to dajesz? Chcesz nam zrobić przykrość?”. A ona odpowiadała, że przygotowuje je na to, co będzie za chwilkę. Pani Ania pokazuje tym kobietom, jakie są trendy dotyczące krótkich włosów, co będzie pasowało, gdy włosy zaczną odrastać, jak domowym peelingiem pobudzać skórę głowy i sprawić, by włosy szybko rosły. Uczy, jak masować czepiec, jak fantazyjnie zawiązać chustę i wyglądać jak na wakacjach.
Niby nic, a zmienia wszystko
- Pomaga spełniać marzenia, edukuje, żeby nie patrzeć na raka jak na koniec życia, tylko jak na coś, co otwiera nowe etapy, zmienia…
- Uczy, że inwestowanie w siebie, w relacje, produkowanie endorfin, a blokowanie kortyzolu – hormonu stresu, oddychanie, zdrowy sen – to jest droga do szczęścia, nawet w tak trudnym momencie jak choroba nowotworowa. To ważna misja.
_____________________________________
Podsumowując kongresowe spotkanie, powiem Wam, że po pierwsze – profilaktyka, po drugie – należy niwelować przyczyny, po trzecie – myśleć o zdrowiu. Kto nie umie zarządzać swoim zdrowiem, nie będzie dobrze zarządzał niczym.
Nie chcę Wam nawet mówić, jak do tej pory w myślach nazywałam oddziały onkologiczne, ponieważ nie ma się czym chwalić. A poza tym, po prostu wolę o tym zapomnieć!
Od dzisiaj, a właściwie od niedzieli, rozszerzyłam swoje horyzonty myślowe… Zwykłe słowo „dziękuję”, Pani Aniu, to za mało!