Pielęgnacja to czynność tak naturalna jak oddychanie, powinna płynąć z głębi serca, uwzględniać słabe i mocne strony skóry. Każdy, bez względu na wiek, jej potrzebuje. To jest doskonałe lekarstwo. Usuwa codzienne zmęczenie, wymazuje oznaki przepracowania, „spłukuje” napięcia i likwiduje skutki stresu, oczyszcza, nawilża, rewitalizuje. Możemy to sobie zapewnić dzięki profesjonalnej pielęgnacji i tej systematycznej domowej.
Mam również wrażenie, poparte faktami, że wyspecjalizowaliśmy się w licytowaniu, kto ma gorszą skórę, cerę, stopy… Jeżeli nawet osiągamy sukces pielęgnacyjny, to natychmiast martwimy się, czy nie okaże się on złudny, krótkotrwały. Tworzymy kulturę narzekania, w której wręcz należy źle mówić o skórze i o wszelkich porażkach pielęgnacyjnych.
Wszystko dla Waszego dobra
Mam taką metodę, że nowych Klientów pytam m.in. o to, jakie są ich oczekiwania wobec mnie jako profesjonalistki oraz zastosowanej przeze mnie terapii, jakie są słabe strony ich skóry oraz jakie widzą jej atuty. Lista minusów jest zawsze bardzo, bardzo długa, zaś przy dostrzeżeniu pozytywów zwykle muszę pomagać. Tylko garstka Klientów głośno opowiada, za co lubi swoją cerę. Według mnie, po pierwsze, to co hamuje nas przed obiektywną samooceną, to strach, co pomyślą o nas inni, po drugie, mamy bardzo wyśrubowane wymagania wobec własnej skóry.
Miałam ostatnio kilka sytuacji, gdy młode, piękne kobiety przed zabiegiem opowiadały mi z wielkim przejęciem, jaką mają niesforną i fatalną cerę. Słuchałam tych bajek z ciekawością dziecka, nie mogąc doczekać się końca. Nie była to jednak baśń z pięknym zakończeniem, tylko zwieńczona goryczą i żalem. Wtedy ja, niczym królewicz na białym rumaku, wkraczałam do tego baśniowego świata, musząc ratować reputację skóry…
Uśmiech ułatwia życie :-))
Bardzo proszę Klientów, aby wyrzucili z głowy stworzony przez siebie ranking urody i wyglądu skóry, ponieważ jest on szkodliwy, niesprawiedliwy i bardzo, bardzo często nierealny. I mówię to ja, specjalistka z wieloletnim doświadczeniem. Jestem osobą konkretną, nawet czasami za bardzo. Zdaję sobie z tego sprawę. Czy to wada, czy zaleta? Każdy powinien sam odpowiedzieć na to pytanie. Natomiast jako osoba merytoryczna muszę oddzielić ziarno od plew. Na czym polega pielęgnacyjne oddzielanie tego co dobre, od tego co złe w moim wykonaniu? Ano od rozmowy…
To bardzo ciepła i serdeczna rozmowa. Opowiadam, jakim fantastycznym narządem jest skóra, ile potrafi zdziałać, znieść, do czego jest stworzona, ile ważnych zadań spoczywa na jej barkach – niejednokrotnie maksymalnie obciążonych. Nie mam jednego scenariusza takiej „debaty”. Każda jest inna, bo każdy Klient jest inny, ma inną wrażliwość, delikatność, troski, zakorzenioną ostrość spojrzenia wewnętrznego krytyka, którą należy subtelnie przełamać.
Podpowiadam, że skóra nie musi być NAJpiękniejsza i podziwiana przez wszystkich. Powinna natomiast być właściwie pielęgnowana, a bywa, że i leczona, gdy jest taka potrzeba. Możliwości współczesnej profesjonalnej kosmetyki i dermatologii są niczym nieograniczone.
Rozmawiam subtelnie, aby Klient nie pomyślał, że nie rozumiem jego potrzeb i oczekiwań, żeby nie sądził, że nie wiem, jak powinna wyglądać zdrowa skóra i żeby nie uznał, że mam niskie standardy procedur zabiegowych. Delikatnie, ale zdecydowanie wskazuję, jaka jest właściwa droga i możliwości jego cery.
Pozytywnie i blisko natury
Skóra nie ma wzorca. Nawet wzorzec kilograma z Sevres – wykonany w 90% z platyny i w 10% z irydu – przechowywany pod trzema szklanymi kloszami i wyjmowany raz na 40 lat, by go oczyścić, nie opiera się czasowi i jego masa wciąż ulega zmianom. A co dopiero nasza skóra…
Wpływają na nią czynniki genetyczne, środowiskowe, wewnątrzustrojowe, emocjonalne, pielęgnacja, dopiero ten kolaż stanowi rzeczywisty obraz kosmetycznych możliwości. Zdarza się, że Klient, który ma skórę naczyniową, cienką, z rumieniem, opowiada mi, że chciałby być bladziuchny, nie czerwienić się podczas wysiłku i emocji, że podobają mu się jednie takie twarze i taką chciałby mieć. To tak, jakby przyszedł do mnie Klient o wzroście 168 cm, a chciałby wyjść jako mierzący 186 cm, bo podobają mu się wysocy. Tak się nie da. Musimy zaakceptować to co mamy i na bazie tego, czym dysponujemy, zabudować pielęgnację.
Jeżeli cera jest naczyniowa, to mamy morze, a nawet ocean możliwości, o których mam na blogu setki artykułów, ale musimy mieć samoświadomość, że skóra może się czasami zaczerwienić, że w sytuacji silnego wzburzenia rumień wskoczy na policzki. Jednak właściwie pielęgnując taką cerę, mamy nad nią kontrolę, nie dopuszczamy do powstawania niekontrolowanych teleangiektazji, potrafimy koić i wzmacniacz taką skórę. I na tym powinniśmy się skupić, nie zaś na przemienieniu jej w białą i przezroczystą.
Pielęgnuj zanim poczujesz, że musisz…
Uwielbiam wyzwania pielęgnacyjne, podróżowanie po oceanie prób, testów, sprawdzianów, ale lubię również, a może nawet przede wszystkim, działać w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem i wiedzą popartą anatomią i fizjologią skóry oraz dzięki współpracy z Klientami. Uwielbiam otwierać „klatkę”, w której Klienci zamknęli radość z pielęgnowania i cieszenia się z uzyskanych efektów. Chcę ich namawiać, by zamknęli w niej agresywne tendencje rodem z Photoshopa i wsłuchali się w potrzeby swojego ciała. W taką podróż zapraszam…
PS. Na marginesie dodam, że jedna z moich Klientek, po rozmowie ze mną, która wcześniej jednym tchem opowiedziała o wadach swojej skóry, zaś poległa na jej zaletach, zachęcona przez mnie i z lekką podpowiedzią stwierdziła, że „skóra jej nie flaczeje, że jest jędrna i że w sumie ma ładny kolor” Uff… To był mój wielki sukces. Na takich fundamentach można budować pielęgnację :-))